XIX Spotkania z Kulturą Łemkowską Spotkania z Kulturą Łemkowską odbyły się 6 listopada po raz 19., więc zdążyły wrosnąć w tradycję gorzowską.
Tym razem było nieco skromniej i krócej, bo cały koncert trwał tylko trzy godziny, a w przeszłości zdarzały się już imprezy dwukrotnie dłuższe. Może przyszłoroczny jubileusz 20-lecia ściągnie większą ilość wykonawców i sala Teatru im. Juliusza Osterwy znów będzie pękać w szwach. Tym razem miejsc wolnych na widowni zostało niewiele, ale w ogóle były, co dotąd zdarzało się raczej rzadko. Jednak w tym samym dniu odbył się koncert jazzowy Richarda Bony w Filharmonii Gorzowskiej. Wprawdzie zaczynał się o późniejszej godzinie i nawet dałoby się zdążyć na styk, ale chyba tylko najwytrwalsi melomani mogli wytrzymać wielogodzinny maraton i zaliczyć oba koncerty - większość musiała wybierać.
Spotkanie rozpoczął gorzowski chór cerkiewny Sotiria pod dyrekcją Aleksandra Lewczyszyna. Usłyszeliśmy "Bogorodice diewo" i jeszcze jedną cerkiewną pieśń maryjną, a po zapowiedzi imprezy kilka piosenek ludowych. Najefektowniej zabrzmiała ostatnia "Oj czorna ja si czorna".
Jako drugi wystąpił kwartet Barwy Lwowa. Zespół wokalno-instrumentalny na dwa głosy żeńskie, bandurę, skrzypce, akordeon i tamburyn prezentował w pełni profesjonalny poziom. Poszczególne piosenki zapowiadane były w najczystszej polszczyźnie, a melodie ukraińskie (jak "Oj u wiszniewomu sadoczku") przeplatane były z łemkowskimi (jak "Oj wersze mij wersze"). Wszystkie piosenki aranżowane były przez zespół. Jedną zaśpiewano na trzy głosy żeńskie a cappella, gdzie trzeci głos dołożyła skrzypaczka. Była to łemkowska piosenka "Czyjeż to poleczko nezorane", której melodię doskonale znamy jako "Przybyli ułani pod okienko". Wiele naszych pieśni patriotycznych powstało do melodii ukraińskich (choćby "Marsz Polonia"); tu mieliśmy przykład, że zdarzało się to i do łemkowskich. Aplauz ciągnął się długo, więc jeszcze na bis usłyszeliśmy "Jak iszoł ja z Debreczyna do domu". Na tym zakończyła się pierwsza część koncertu. W przerwie tradycyjnie można było kupić płyty, ale stragan był tylko jeden. W przeszłości różnych płyt i wydawnictw bywało więcej.
Drugą część otworzyła dwiema piosenkami najmłodsza grupa ze Strzelec - Łemko Tower Junior. Ich starsi koledzy po sukcesach płytowych koncertowali już nawet w Kanadzie, a tym razem zaprezentowali się następcy w 10-osobowym składzie i wieku od przedszkola do szkoły podstawowej. Ksiądz Artur Graban został odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Srebrnym Krzyżem Zasługi, który wręczał mu na scenie wojewoda Jan Świrepo.
Całą resztę drugiej części wypełnił swoim programem profesjonalny zespół pieśni i tańca Chemlon ze wschodniej Słowacji (Humenné). Nazwa brzmi jak kombinat chemiczny i rzeczywiście Humenné to miasto przemysłowe w dolinie rzeki Laborec, a więc na szlaku Przełęczy Łupkowskiej. Tędy w przeszłości wino z Węgier można było wozić do Przemyśla i Jarosławia, choć dwa najważniejsze warianty węgierskiego traktu wiodły dalej na zachód przez Przełęcz Dukielską - Duklę - Biecz lub doliną Popradu przez Koszyce - Preszow - Muszynę - Stary Sącz. Zespół reprezentował kulturę dużego obszaru od Sarysza (regionu Słowacji graniczącego ze Spiszem od wschodu) aż do rusińskich tradycji wschodniej Słowacji. Najciekawsze w programie były elementy zbójnickie, które nam się kojarzą z Podtatrzem (Janosik) oraz Beskidem Śląskim i Żywieckim (Ondraszek i Klimczok), podczas gdy ze względu na ruchliwy trakt węgierski nie brakło kupców do łupienia także dalej na wschodzie. Przed rozbiorami Polska szlachecka wykupywała na pniu całe wino z regionu Tokaj, stąd ogromne piwnice na wino w Bieczu, Jarosławiu, Starym i Nowym Sączu oraz liczne fortuny kupieckie, po których zostały zabytki architektury (jak kamienica Orsettich w Jarosławiu). Natomiast w Bieczu urzędował kat - także z myślą o zbójnikach.
Długi i urozmaicony program zespołu zakończyła sekwencja ślubu i wesela. Ciekawą tradycją było wieszanie przez druhny swoich wianków na przenoszonej bramie z zielonych gałęzi. Zaś w ramach zabaw przed ślubem zobaczyliśmy "Mam chusteczkę haftowaną, wszystkie cztery rogi". W wersji słowackiej chusteczka jest malowana, natomiast melodia oraz sam przebieg zabawy niczym się nie różnią. W ten sposób udało się ustalić źródło kolejnej popularnej melodii.
Gdy w finale wszyscy wykonawcy wyszli na scenę, usłyszeliśmy tradycyjnie "Tam w horach Karpatach". Z tej pieśni zrobiło się już coś w rodzaju łemkowskiego hymnu. Nie pozostało zatem nic innego, jak czekać na jubileusz 20-lecia Spotkań za rok.
Tekst: Jerzy P. Duda Fot. Marek Ryś
6-11-2011
/ sprawozdania z tego miesiąca
|