W Teatrze im. Juliusza Osterwy odbyły się w niedzielę 4 listopada 2012 SPOTKANIA Z KULTURĄ ŁEMKOWSKĄ. Należy uznać za niewątpliwy sukces, że udało się organizatorom (Stowarzyszeniu Łemków, Koło w Gorzowie Wlkp.) doprowadzić do jubileuszu. 20 Spotkań rok w rok to jednak osiągnięcie.Koncert zaczęła strzelecka grupa "Łemko Tower" w 12-osobowym składzie: pięć głosów, dwoje skrzypiec, dwa flety, gitara, gitara basowa, akordeon, mandolina, saksofon i instrumenty perkusyjne. Jak łatwo policzyć, tylko dwie wokalistki na pięć na niczym nie grały. Usłyszeliśmy nowe, żywe aranżacje piosenek, choć mimo doskonałości technicznej nie wszystkie uważam za udane, zwłaszcza przedostatnia "Lisom lisom", gdzie zachęcano do wspólnego śpiewania. Do wersji zgodnej z tradycyjną włączyłbym się w całym refrenie, ale tu go nie było, a powtarzanie samego "Heja hoja" w tempie kołomyjki nie miało głębszego sensu i widownia także nie za bardzo dała się wciągnąć.
Zespół po kolejnych koncertach zagranicznych wydał już piątą płytę "Łem". Przypadkowo tak samo zatytułowana jest piosenka-laureatka Zamkowych Spotkań w Olsztynie 89, która ukaże się w połowie grudnia na dwupłytowym albumie Klubu Piosenki GDK "Beskidzie mój".
"Kyczera" z Legnicy wystąpiła w Gorzowie już podobno po raz 16-ty, choć kronik nie ma i nie da się tego zweryfikować. Zespół w odmłodzonym składzie zaprezentował powtórnie po około 15 latach spektakl "Fedory". Mniej więcej tyle lat liczy sobie najmłodsza skrzypaczka z kapeli, znacznie bardziej tradycyjnej: pięcioro skrzypiec, w tym tylko jeden sekund (odwrotnie niż w kapelach góralskich, gdzie jest zawsze jeden skrzypek solista, a reszta gra sekund), akordeon i kontrabas.
Sam obrzęd nie ma dokładnego polskiego odpowiednika, choć przypomina zapusty, a niektóre elementy występują w identycznej formie u górali żywieckich oraz na Słowacji i pograniczu słowacko-morawskim. Odtworzono go w oparciu o informacje z okolic Grybowa: z Binczarowej i Florynki, w tym od Jarosława Mereny, którego dwa teksty także znajdą się w albumie "Beskidzie mój".
Zimowe spotkania kobiet połączone np. z przędzeniem lub darciem pierza odwiedzali przebierańcy. Fedory to czterech braci w wysokich słomianych czapach i z pastorałami, oprócz tego tradycyjnie pojawiali się też starzec z koniem i Żyd z turoniem. Kiedyś wprowadzano do chyży żywe zwierzęta - konia lub kozę, z czasem zastąpiły je maski, także diabelskie. Najśmieszniejszy był dwuosobowy koń. Po części obrzędowej mającej na celu zapewnienie urodzaju (w tym np. stukanie pastorałami w podłogę) następowała zwykle zabawa, a jeśli było można - z tańcami. U Łemków bowiem zdarzało się to podczas Wielkiego Postu, a nie tylko pod koniec karnawału, jak u katolików.
Trzeci z wykonawców pojawił się w Gorzowie po raz pierwszy: "Fajna Ferajna" ze Szprotawy-Wiechlic.
Było sześć młodych wokalistek, instrument klawiszowy, flet, gitara basowa, melodyka i instrumenty perkusyjne.
Zespół odnosił już sukcesy na festiwalach, m.in. kolęd w Będzinie (nagroda główna). W repertuarze ma zarówno swoje kompozycje, jak i piosenki ludowe we własnych aranżacjach. Niektóre z nich mają też wersje słowackie, jak "Ne pij Waniu" znane jako "Pri Dunaji šaty perú" lub "U Dunaju širokého" albo "Ticha voda" - po słowacku "Eště som sa neoženil" lub "Keď ja pôjdem". Jak widać, w obu przypadkach tytuły (słowackie podwójne) zupełnie się nie zgadzają, ale piosenki są te same i takie przenikanie kultur na pograniczu jest normalne, przy czym takich przypadków jest znacznie więcej.
W przerwie jak zwykle można było się zaopatrzyć w płyty i wydawnictwa.
Całą drugą część koncertu wypełnił zawodowy zespół "PUL'S" z Preszowa na Słowacji. Byli na Spotkaniach po raz trzeci, z kolejnym spektaklem, tym razem "Dusza pełna ludzi". Na różnych przykładach przedstawiono losy Rusinów rozproszonych po świecie. Były tam - miłość, ale i dramaty, bo np. narzeczona mogła umrzeć nie doczekawszy się powrotu ukochanego z zagranicy, a do wyjazdu za pracą zmuszała bieda. Zagrane to było w kilkunastu scenkach opartych na tradycji, ale w bardzo nowoczesnej formie, czasem głosy tworzyły nawet ostre dysonanse. Zdarzały się też wariacje na temat melodii znanych, jak "W temnu niczku w uboczy". Brzmienie głosów i kapeli było perfekcyjne, a skład tradycyjny: troje skrzypiec, flet, akordeon, cymbały i kontrabas. W jednej ze scenek pojawiła się też pasterska trembita. Głosy operowe i strona baletowo-ruchowa także bez zarzutu.
Na końcu, po oficjalnych podziękowaniach jako "Tam w horach Karpatach" "PUL'S" wykonał zupełnie inną pieśń o takich samych pierwszych słowach i dopiero zamykająca Spotkania tradycyjna melodia pozwoliła pomyśleć o przyszłości.
Dobrze, że kolejne młode pokolenia rozwijają łemkowską kulturę. Robią to jednak na tyle po swojemu, że coraz rzadziej słychać tradycyjne wersje piosenek i w rezultacie nie da się zaśpiewać z wykonawcami. Tego mi właśnie najbardziej w tym roku brakowało.
Jerzy P. Duda
Fot. Michał Kapuściński