Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Relacje

Dwa spektakle w Galerii WarsztART
Galeria WarsztART, ul. Łazienki 7
Gorzów, 31 stycznia 2015

Przyszłam tu za wcześnie. Więc mogłam popatrzeć na przygotowania do spektakli... Głównym organizatorem, a potem wykonawcą jest p. Marcin Ciężki, którego znam prawie od dziecka. Teraz, w tym nieco siermiężnym miejscu trzeba posprzątać, ustawić pożyczone krzesła, przygotować scenografię do swojego spektaklu, ustawić światła... Dużo tego, jak na jedną osobę. Jest on gospodarzem, więc musi wszystkiego doglądnąć, aby potem móc być artystą. Co prawda nie jest sam. W przygotowaniu świateł pomaga mu (i potem w spektaklu też) Niedźwiedź (tak chciał, aby go przedstawić). A w sprzątaniu i ustawianiu widowni i potem na dole Paulina, Kinga, Mikołaj, Mateusz i Piotr... Wszystko przebiega bardzo sprawnie, choć nikt tu nic (chyba) nie zarabia...

Tuż przed godz. 19.00 sala się zapełnia, Marcin już gdzieś się przygotowuje do spektaklu. Po chwili publiczność cichnie i gaśnie światło na widowni, ale zapala się na scenie... Już rozbrzmiewa  muzyka... I oto monodram pt. "Kabaret po tamtej stronie". I  pojawia się Marcin, we fraku i muszce, ucharakteryzowany na konferansjera z musicalu "Kabaret". Pomału zapala świeczki i mówi tekst, np.: "To nie jest światło, to gra, którą musimy przegrać...". I wymienia kilka żydowskich nazwisk. Stając za drutami, oświetlony zimnym niebieskim światłem mówi o tęsknocie za tym, co jest tam... gdzieś... już nie osiągalne... Bo teraz znajduje się tu w getcie. Mimo to próbuje "dosięgnąć wolności" podchodząc do kolejnych drutów... w innym świetle. Widzi swój dom, marzy o paszporcie i wyjeździe daleko stąd "piękny jest ten świat, kolorowy, tropikalny...". I tańczy i śpiewa. Wypełnia sobą całą scenę. 

Wspomina też, jak się pakowali, zostawiając wszystko i meble i walizki i obrazy i domy... "W porzuconych domach, porzucone torebki, leżą rzeczy bezpańskie, stoi martwe mieszkanie..." I teraz znów pakuje walizkę i idzie... Gdzie? "Bo już czas..."
Głównym tematem tego spektaklu jest kwestia żydowska (pogrom w getcie warszawskim) i antysemityzm. Spektakl oparty na tekstach Henryka Grynberga, pisarza i poety pochodzenia żydowskiego. Scenariusz do tego spektaklu napisał sam wykonawca. Sam też go wyreżyserował, wykonał scenografię i pomyślał o muzyce. "Sam sobie sterem, żeglarzem...". Jest to trudny tekst, ale sobie z nim poradził. W sposób wiarygodny zmierzył się z ciężarem tych problemów, z ostrym realizmem i metafizyką prozy Grynberga. Spektakl jest przejmujący, wzrusza, ale też wywołuje uśmiech.

Ten monodram powstał jakiś czas temu. Gdy wystawił go po raz pierwszy w kategorii monodramów na OKR, zwyciężył wszystkie etapy eliminacji. I pojechał jako nasz reprezentant do Zgorzelca i tam na Ogólnopolskich Spotkaniach Monodramów też zwyciężył. Marcin chyba każdego roku brał udział w OKR, wcześniej jako recytator, a potem jako wykonawca autorskich monodramów i bardzo często jechał dalej, wyżej... Spektakl ten został także nagrodzony na Festiwalu Monodramów Współczesnych w Warszawie. Przez kilka lat Marcina w Gorzowie nie było. Jak mi powiedział, grał w Teatrze "Kana" w Szczecinie, w Teatrze "Druga Strefa" w Warszawie i w Teatrze "Rondo" w Słupsku. W ubiegłym roku wrócił do Gorzowa, bo zatęsknił za "starymi śmieciami". I prawie z marszu w tej Galerii w końcu listopada zorganizował "Ciężki Festiwal". Była też tu wystawa i Sylwester i jakieś koncerty. Czy jest to nowe miejsce na mapie gorzowskiej kultury?

Drugi spektakl nosił tytuł "Cesarzowa Meksyku" z Teatru Terminus A Quo z Nowej Soli w reżyserii znanego w całym województwie (i nie tylko) pasjonata teatru p. Edwarda Gramonta. U niego przed laty "terminowała" Magdalena Różdżka, znana dzisiaj aktorka. Wykonawczynią sobotniego spektaklu (czwartą) była p. Adrianna Boś. Gra go już trzy lata. Scenariusz na podstawie książki "Zamek w Bouchont" Fernando del Paso, scenografia i reżyseria p. Edward Gramont, który od kilku lat prowadzi w Nowej Soli Stowarzyszenie NASA (Nowosolskie Alternatywne Stowarzyszenie Artystów).
I rozpoczął się spektakl... "Cesarzowa Meksyku". Aktorka w pięknej kreacji przy białym stole i na białym krześle siedzi tyłem do widzów. Możemy jej słuchać, a obserwować w dużym lustrze, jak się starzeje... Mówiony tekst jest minimalnie zmieniany podczas kolejnych kwestii: "Jestem Maria, Wiktoria, Ludwika, Klementyna, Charlotta, córka Ludwika...".

I z każdym momentem bardziej się starzeje... włosy, twarz i suknię pokrywa biały szron... I mówi swoje kwestie: "Jestem stara, mam osiemdziesiąt lat... Lustro mi mówi, że jestem stara i obłąkana, rak toczy moją pierś...". A gdy odwraca się do widza, widzimy udrękę nieszczęśliwej i starej  kobiety. Ma pretensje do swojego małżonka Ferdynanda Maksymiliana, choć od jego śmierci mięły lata (rozstrzelany podczas rewolucji w Meksyku) że był... tylko wicekrólem, a ona wicekrólową... balu maskowego. Nie wie czy była, czy nie Cesarzową? I czy kiedyś była w Meksyku? Ma wrażenie, że nie. Mówi zimne słowa: "Nadszedł dzień, bo wszystkie dni kiedyś nadchodzą...". Ciągle rozmawia z Maksymilianem i wyrzuca mu swoje przegrane życie... Może z nim, a może bez? Jest coraz bardziej udręczona i cierpiąca. I tak żyje przez sześćdziesiąt lat...

Spektakl oparty na faktach. "Cesarzowa Meksyku" to autobiograficzna relacja starej Cesarzowej Meksyku Marii, Amelii, Charlotty, Wiktorii, Klementyny, Leopoldyny Koburg. Małżonki Ferdynanda Maksymiliana Józefa Habsburga. Po jego śmierci popadła w psychiczne odrętwienie, wspominając ciągle tylko ich wspólne życie. Tak błądzi przez sześćdziesiąt lat. Jest przy tym bardzo bogata, ale nie umie się odnaleźć, ani w swoim bliskim otoczeniu, ani w ówczesnym świecie.
Podczas spektakli trwało prawie nabożne skupienie. A podczas antraktu można było zjeść kawałek ciasta i wypić lampkę smakowitego wina. Był to bardzo miły wieczór. No i dopisała publiczność. A nie było plakatów, ani zaproszeń... Coś w tych nowych (starych) miejscach chyba jest... Jakieś pozytywne fluidy. Okazuje się, że można wokół siebie skupić innych chętnych do pracy... Tylko trzeba mieć charyzmę... A Marcin ją ma.

Ewa Rutkowska
Fot. Daniel Adamski


31-01-2015



/ sprawozdania z tego miesiąca
 
Komentarze


brak komentarzy

zaloguj się aby móc komentować ten artykuł..

Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl