Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Relacje

Dni Gorzowa
Dni Gorzowa - dzień drugi, 27 czerwca 2015 r.
Spacer po bulwarach, moście i okolicach...

O godzinie 15.00 na tzw. małej scenie zabawiało dzieci Centrum Uśmiechu z Owocowa. Pan w cylindrze razem z ukwieconą panią oraz z Truskawką proponowali zabawy, z wplataniem informacji dotyczących bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Była piosenka-gimnastyka: "Liście wysoko, liście w bok. Liście do przodu, równy krok. Liście do nieba...". Dzieci dzielnie wykonywały wszystkie polecenia. A ja powędrowałam odwiedzić inne miejsca. Zatrzymałam się przy różnych kramach: Anacondy, Kardamonu, Pracowni Ceramiki OdRzeczy Moniki Czechowicz i Łukasza Sowińskiego z Barlinka, którzy realizują swoją pasję. Powspominaliśmy znaną artystkę z Barlinka, p. Romanę Kaszczyc... Dalej był kram z Babeczkami i cukiereczkami, czyli ręcznie robione słodycze. Potem fotografia i rękodzieło i książki Christy Wolf. I Świat orientu. Można było kupić także coś praktycznego w Pracowni Natalii Ślizowskiej (torebki, szale, suknie...). Było też stoisko-kram Uszywiście. Przy przejściu, bliżej mostu dwie gorzowskie malarki p. Urszula Kołodziejczak i p. Barbara Latoszek wystawiały swoje prace plastyczne. A dalej zadziwiała konstrukcja maszyny do waty cukrowej Groty Sztuki, którą obsługiwał (do późnych godzin) Grześ.

Z Warszawy przyjechały do nas trzy katarynki. Grając niestety obce melodie, bo, jak powiedziała mi Pani, w Polsce jeszcze nie reaktywowano takich "grających wałków". Mijam usytuowane na moście studio TVP i stanowisko Poraj - projektowanie i usługi komunalne. I udaję się na dziedziniec przed NoVa Park. Tu "rządzą" Marcin Ciężki i Cezary Żołyński. Stoją, albo siedzą "jak zaklęte" piękne białe, żywe rzeźby. Pan jeździ na trójkołowym, bardzo wysokim pojeździe. A inny na rowerze z kwadratowymi kołami z kolcami. Jest też wystawa fotografii i strojów. To Gliniada z Bolesławca. Obok zabawy cyrkowe dla dzieci (i innych chętnych) proponowane przez Kompanię marzeń Agencji Artystycznej. Bardzo oblegany był Cezary Żołyński ze swoimi stworami i "kosmitami" (Miasteczko Star Wars). Co jakiś czas proponował zajrzeć do namiotów, bo tam znajdują się (podobno) urządzenia mocy - można więc sprawdzić, jaką mocą dysponujemy my. Przed Dominantą dumnie stoi piękna srebrna dama z parasolką i wachlarzem i gromadzi tłumy do wspólnej fotografii. Potem ta dama przeniosła się na plac przed NoVa Park.

Na ulicy Fabrycznej, prowadzącej do sceny dużej, można coś zjeść i wypić. I cały czas przemieszczający się tłum. Wszędzie jest widownia. To duży sukces. Na dużej scenie bardzo głośny zespół Weekend, a przed sceną piknikująca widownia. Potem będą tu jeszcze inne zespoły. Ale ja udaję się na małą scenę, na koncert Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej i na otwarcie wystawy rzeźb Genius Fluminis II. Koncert naszych filharmoników pięknie i dowcipnie poprowadzony przez jednego z muzyków. Przed rozpoczęciem koncertu, na scenie najpierw "zamontowała" się grupa kontrabasów i perkusji, nazwana zespołem weselnym. Potem weszła grupa pierwszych skrzypiec, po nich grupa drugich skrzypiec. Potem altówek i grupa wiolonczeli. I na koniec grupa instrumentów dętych. Wszystko z dowcipnym komentarzem. Zagrali kilka utworów, mi.n z repertuaru M. Jacksona, Madonny i zespołu Boys. Był to bardzo piękny oddech, przy tych wszystkich zagłuszających wszystko kolejnych zespołach. Bo po filharmonikach zamontował się (chyba) najgłośniejszy zespół w tym miejscu (tego dnia), The Flash.

Po odsłonięciu rzeźb (o tym wydarzeniu w oddzielnym tekście) udałam się na drugi bulwar. Stały tu namioty, m.in. Gorzów dla Seniora. Inny, zapraszający na festiwal muzyki cygańskiej Romane Dyvesa. Były też, znane mi już Fiukoki i stoisko Piekarni rodzinnej Baranowscy. Tu można było skosztować chleba „bez polepszaczy”. Były namioty, gdzie można było zmierzyć ciśnienie, dowiedzieć się czegoś o Wyższej Szkole Zawodowej, skosztować miodu, pooglądać obrazy i rzeźby p. Kłosowicza. Na końcu tego bulwaru stały piękne i dumne mercedesy. Z tego miejsca widać było dużą scenę na drugim brzegu, gdzie na potrzeby pikniku powycinano wiele nadwarciańskich (chyba samosiejek) krzewów i drzew... Mimo wszystko trochę szkoda. Na Wale Okrężnym są nawet dwa boiska do siatkówki i plaża piaskowa i bardzo atrakcyjne Wesołe miasteczko. Kolejki do kas ustawiały się bardzo długie, bo było na czym "polatać" i extremalnie pojeździć. Można zestrzelić fortunę, popływać w przezroczystych kulach i poskakać na batucie. Była też taka „słodka” karuzela dla najmłodszych. I gumowe podniebne zjeżdżalnie i latały drony... Dawno takiego miasteczka w naszym grodzie nie widziałam. Tu też można było coś zjeść.
O godz. 19.30 na barce Królowa Jadwiga miał się odbyć koncert Warsaw Dixielander. I bardzo dobrze, że odbył się on na scenie - w zasięgu większej publiczności. Był to piękny koncert sześciu panów w tzw. słusznym wieku. Odpowiednio ubranych i grających muzykę w pewnym sensie dla wszystkich. Nogi "same chodziły". W trakcie tego koncertu udałam się ponownie w kierunku sceny dużej. Kończył swój występ zespół Muzyka Końca Lata. A po nim zamontował się Ray Wilson & Genesis Classic Orchestra (o tym wydarzeniu też jest oddzielny tekst).

I znów w trakcie przeniosłam się na Stary Rynek. Na spektakl "Poza czasem" w wykonaniu Teatru Akt. Scenografię stanowiły m.in. dwa ogromne zegary i kilka mniejszych. Spektakl rozpoczyna się odgłosem grzmotów, jakby nadchodziła burza i na dziwnym wehikule z fajerwerkiem wjeżdża "zegarmistrz". Stara się ponakręcać wszystkie swoje zegary... posprawdzać czas... i skonfrontować go z naszym czasem... Te duże po nakręceniu ożywają i biją (jak to zegary), ale też zmieniają swoje miejsca. Zegarmistrz w pewnym momencie czuje się chyba osaczony przez... czas. Potem pojawiają się inni i "tykają", kołysząc się na boki. Ale chyba czas wymknął się spod kontroli... Tańczą jak w transie, bawią się i w pewnym momencie zastygają w dziwnych pozach, tworząc przedziwne figury. Ta metafora podróży w czasie i przestrzeni prowadzi widza w głąb jego wyobraźni. Bo przecież podróżując czegoś doświadczamy, coś poznajemy, pokonujemy swoje słabości i zmieniamy się. Zderzają się nowe doświadczenia z refleksją nad przemijaniem. Wędrówka poza czasem, to chwila, w której możemy się zatrzymać. Ta fantazyjna opowieść łączy styl retro z fantastyką naukową. Wszystko to odbywa się przy pięknej muzyce na żywo. I jest też cyrkowa akrobatyka. I piękne, zaskakujące rozwiązania różnych sytuacji. Teatr Akt z Warszawy wyrósł z tradycji "polskiej szkoły pantomimy", ale szybko zaczął wypracowywać własny język teatralny. Bazą wciąż pozostaje sztuka mimu, gestu, plastycznego obrazu. Uzupełniane elementami cyrku i tańca. Absurdalny humor jest niemal znakiem rozpoznawczym ich spektakli. Teatr Akt jest jedną z nielicznych grup teatralnych tego typu w Polsce. To był mój ostatni punkt tego długiego spaceru... Chyba byłam wszędzie...

Dni Gorzowa - trzeci dzień
28 czerwca 2015


Na małej scenie program zaplanowano już od godz. 14.00, a na dużej od godz. 16.00.
Mała scena pulsowała różnorodnym tańcem, najpierw najbardziej znany i utytułowany gorzowski zespół taneczny Buziaki. Po nich nie mniej lubiany, nieco młodszy stażem zespół Aluzja. Obydwa zespoły corocznie pomagają przy realizacji Międzynarodowego Festiwalu Tanecznego dla dzieci i młodzieży, organizowanego przez Młodzieżowy Dom Kultury w Gorzowie. Tymi występami zapowiedziano także zbliżający się Festiwal, który będzie się odbywał w dniach 2-6 lipca pod hasłem "Przystań dla tańca". Po zespołach tańca współczesnego, na scenie pojawiły się dwa zespoły tańca ludowego. Najpierw Zespół Tańca Ludowego Mali Gorzowiacy z MDK z kapelą, z pięknymi żywiołowymi tańcami i śpiewami w programie "Orawa". Po nich nieco starszy stażem Zespół Tańca Ludowego Gorzowiacy, ostatnio "przypisany" do Miejskiego Centrum Kultury, w programie pt. "Łącko". Ja bardzo lubię popisy naszych zespołów ludowych, więc było mi żal, że to koniec ich występów.

Po nich zagościły różne grupy wiekowe w różnych tańcach (hip-hop, towarzyski) ze Szkoły Tańca Dance Mix pracującej przy MCK. Zobaczyliśmy m.in. Zozole, Pover kids, dwie grupy tańca towarzyskiego z czterema układami (samba, rumba, cha-cha i jive) i inne grupy taneczne, zaawansowane i mniej zaawansowane i  nagradzane na licznych przeglądach i festiwalach. Po tej porcji tańców, które "opanowały świat", na scenie pojawił się też już znany w Gorzowie zespół ze Studia Tanecznego Fart. I była okazja, aby zaprezentowały się tancerze także w różnych grupach wiekowych. W trakcie i w oczekiwaniu na zespół Terno (którego nie było niestety), na chwilę przeniosłam się na dziedziniec przed NoVa Park. Nie było już takiego boomu widzów jak w sobotę, ale  była nadal oblegana srebrna dama na cokole z parasolką i wachlarzem i inne białe "zjawy" siedzące w zastygłych pozach. Ktoś ćwiczył razem z Kompanią Marzeń i zainteresowani zaglądali do namiotów "kosmitów".

Nie zdążyłam na planowane spektakle teatralne "250 minut z Klasyką Polską...", bo byłam tu nieco po 16.00. Źle zapamiętałam godziny z programu... No cóż, nie było możliwe, aby zobaczyć i to i to, gdy działo się to w tym samym czasie. Dużo ludzi wędrowało na błonia, bo tam i zumba i Coctail Boys, a wieczorem Zakopower, oraz w stronę mercedesów...
A ja wybrałam wieczorny spektakl pt. "Wieczór w Teatrze Wielkim" na Scenie Letniej naszego Teatru. W wykonaniu Anny Seniuk i zespołu Opium String Quartet. Swoje Dni... zakończyłam na moście podczas fajerwerków kończących obchody. Dodam jeszcze, że jestem pod wrażeniem (choć mimo zapewnień, że sceny nie będą się zagłuszać, było to czasem uciążliwe), szczególnie jak coś działo się np. na moście.  Ale było (chyba) coś dla każdego. I z ogromną przyjemnością przemieszczałam się (szczególnie w sobotę) od sceny do sceny, od kramu do kramu, od imprezy na imprezę... Było w czym wybierać i czasem trochę mi było żal, że jestem tu, a nie gdzieś tam... Ale to już koniec..., jak głosi piosenka.

Ewa Rutkowska    
Fot. Radosław Siuba


28-06-2015



/ sprawozdania z tego miesiąca
 
Komentarze


brak komentarzy

zaloguj się aby móc komentować ten artykuł..

Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl