Z cyklu "Moim zdaniem", cz. I 19 stycznia 2007 r. w Grodzkim Domu Kultury odbyły się kolejne obchody 15--lecia Teatru Kreatury. Sprawozdanie w tej imprezy napisał i przesłał do redakcji GIIK Marek Piechocki, gdyż, jego zdaniem, Ci, którzy występowali, są tego warci.
"Teraz to już niedzielny wieczór i wróciłem z gorzowskiej katedry, gdzie o osiemnastej, z małym poślizgiem z powodu spóźnienia się gubińskich chórów, rozpoczęto cykl koncertów pt. "8 koncertów na 8 wieków miasta". Ale o tym wydarzeniu za chwilę, bo najpierw chciałbym słów kilka o piątkowym wieczorze. Otóż postanowiłem go spędzić w Grodzkim Domu Kultury zwabiony informacją, że pokazane zostaną dwa spektakle teatralne pomiędzy którymi otwarcie wystawy fotografii Przemka Wiśniewskiego - twórcy i reżysera gorzowskiego Teatru Kreatury.
Już mogę napisać - to nie stracony wieczór. Bo oto na jego początek znakomicie zagrany spektakl pt. "Gomber i Gombratrup". Treść sztuki została streszczona w "zapowiedziach", więc nie będę się powtarzał. Tytułową /główną?/ rolę zagrał reżyser spektaklu, Robert Konowalik - znakomite prowadzenie narracji, budowanie nastroju. Natura obdarzyła go ładnym, głębokim głosem, z którego to atutu potrafi korzystać stosownie do sytuacji kreowanej na scenie. Wtóruje mu - acz bez głosu, nieproszony gość /tak wynika z treści scenariusza/ nieboszczyk, inaczej trup - /słowo często używane w tekście/ - aktor Witold Sułek - można było podziwiać giętkość jego ciała oraz umiejętność upadania. Pozostałe osoby - przywoływane tekstem głównego narratora - niewidoczne, ale jakże obecne - nie zmaterializowane - ale jakże ważne: oddziaływujące na świadomość widza, jego percepcję pojmowania sztuki. Myślę, że bez tych "niewidocznych", bez tego ich zatraconego na koniec tańca trudniej byłoby mi pojąć, zrozumieć, przełożyć sobie na język codzienności przesłanie tej sztuki. Owszem, zgadzam się /rozmawiałem z kilkoma osobami/- - dla każdego z nas oglądających inne one były. Te przesłania. Ja nauczyłem się jednego: nie można lekceważyć "żadnego gościa" - każdego można ogrzać SOBĄ. Po brawach, idziemy na II piętro pałacyku GDK. Wystawę fotografii otworzył Zbigniew Siwek. Padło wiele ciepłych - i słusznie - słów pod adresem Przemka Wiśniewskiego. Co do fotografii: mnie urzekły te "robione" podczas spektakli. Pełne ruchu, gestów, mimiki, aktorstwa … I owszem, również kilka pejzaży. Ładnych, dobrze "widzianych", sfotografowanych.
"A dzieci nie chcę mieć": scenariusz napisała Agnieszka Kochanowska, wyreżyserował Przemek Wiśniewski, a zgrała Katarzyna Pielużek. Zachwyciła mnie już samą introdukcją - - bo oto zbieramy się w sali, szuramy krzesłami, rozmawiamy /jeszcze o wystawie z II piętra/, a na środku, na niewielkim podwyższeniu aktorka maluje się, przegląda w lusterku - przygotowuje się do roli. Z głośników w języku niemieckim /o ile dobrze zrozumiałem teksty o matce, ciotce - fragmenty opowieści, które usłyszymy, zobaczymy…/. Opowieść opisano w "Zapowiedziach" więc pominę. Muzyka z cyrku, dziecko cyrku; aktorstwo p. Katarzyny - nie cyrkowe - prawdziwe, przemawiające: mimika twarzy, gesty, ruch. Aparat głosowy znakomity: krzyk i za sekundę szept - i to przejście z krzyku do szeptu jakże dobrze zaakcentowane grą twarzy, ciała … Cóż mogę powiedzieć siedziałem zapatrzony i zasłuchany. A co do przesłania? Może postaram się w swoim życiu lepiej rozumieć dzieci, nie tylko swoje dzieci? Poważniej je traktować ? Bo dowiedziałem się rzeczy ważnych !" tekst: Z. Marek Piechocki fot. Przemek Wiśniewski
22-01-2007
/ sprawozdania z tego miesiąca
|