Z cyklu "Moim zdaniem", cz. XXVIII /o ocalaniu od zapomnienia, w sobotni, siedemnasty wieczór listopada/ "Cóż, nie "bywałem" na teatralnych salonach w czas XXIV Gorzowskich Spotkań Teatralnych - z bardzo prozaicznej przyczyny: braku pieniędzy na bilety. Kasa obywatela którejś tam RP na tzw. świadczeniu emerytalnym jest zbyt uboga - jeden wyjazd w miesiącu, np. do Filharmonii, - i … o innych "ukulturalnianiach się" należy "zapomnieć". Noo, ale dzisiaj to mi się udało - złodziejskimi metodami wyprowadziwszy w pole ochronę /o zgrozo!/ i korzystając z życzliwości jednej osoby wszedłem do Teatru bocznym wejściem od podwórka. Zasiadłem sobie na balkonie jak lord…
Bo cóż bym nie zrobił, by posłuchać "na żywo" piosenek Marka Grechuty - ocalam je od zapomnienia słuchając z CD w domu, ocalam te wszystkie chwile, które mogłem "być" z Nim w czas recitali… Zamykam oczy i już… "w dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski"… najpierw, kiedy jeszcze telewizja czarno-biała - On jakże młody, potem - w Krakowie, a ostatnio w Warszawie z zespołem "Anawa" w amfiteatrze przy Pałacu na wodzie w Łazienkach… Schorowany, załamującym się głosem próbował śpiewać prowadząc swoisty melorecytacyjny dialog z widownią, pośród której i ja próbowałem dobywać głosu - pomiędzy łzami… A dzisiaj wieczorem? Cóż? Gdybym napisał - "podobało mi się" - to mało czy dużo? Owszem, zależy to od tego, kto to mówi, pisze… jeśliby "ktoś ważny" - to dużo, jeśli ktoś taki jak ja - czyli nikt… taki sobie tylko pomylony poszukiwacz skrzydeł Ikara…
"Chcę być pomylony. Pomyleni mają w głowie słoneczko… Wiedzą, gdzie jest Bóg…" /Tadeusz Nowak/ - pewnie też wiedzą, kiedy Go nie ma - mi pomylił się czas w trakcie spektaklu - może nie tyle pomylił, co zatracił - od jednej piosenki do drugiej, następnej i następnej. "Czekania" nie tylko na jakość, inność interpretacji - także na to, co wybrano z bogatego dorobku "pomylonego" - artysty: poety, kompozytora, pieśniarza. Wybrano perełki - owszem, nie wszyscy aktorzy dysponowali aparatem głosowym jakim Najwyższy obdarza nielicznych, ale swą grą - teatralnością przekazu nadrabiali ułomności strun głosowych. Ale niektóre z kreacji - rewelacyjne! Tak więc na tym "ukradzionym" foteliku siedziałem zapatrzony, zasłuchany, zapomylony, i - kiedy już bisowano po zasłużonych brawach - mój świat wirował jeszcze nutami, słowami. Markiem Grechutą w aktorach z Zielonej Góry. I jakież /może nazbyt fantazjuję?/ przesłanie poety z Krakowa - na jednej sali harmonia nie tylko dźwięków, ale także ludzi - "tych z Zielonej" i "tych z Gorzowa"! Zespół muzyczny akompaniujący - bardzo, bardzo - trudno byłoby wyróżnić któregokolwiek instrumentalistę - ładnie brzmiał fortepian, skrzypce… Kilka zmienionych w stosunku do oryginałów aranżacji przydało ciekawości słuchaniu - nawet bywało - po pierwszych taktach miałem trudność w rozpoznaniu utworu - po chwili jednak temat rozwijał się płynnie nadając nowych znaczeń słowom, akcentując zarówno aktorskie /np. ruch/, jak i wokalne interpretacje pieśni. Tak więc w mżawkowy wieczór wyszedłem zauroczony, napoetyzowany, lepszy… Jednak jedna uwaga: aktor ubrany "na biało" trzymał przez cały spektakl ręce w kieszeniach. Rozumiem, że do przedstawienia jakiegoś tekstu mówionego, piosenki jest to przyjęte - - jakoś mieści się w kanonach wykonawczych…"
tekst: Z. Marek Piechocki fot. Przemek Wiśniewski
19-11-2007
/ sprawozdania z tego miesiąca
|