Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Relacje

Kwietniowe premiery w 60 Krzesłach

W okresie 4-10 kwietnia 2008 r. w Kinie 60 Krzeseł mieliśmy okazję zobaczyć dwa filmy, które na ostatniej gali wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej (Oscarów) mogły pochwalić się spora liczbą nominacji, a także 
w kilku kategoriach wyróżnieniem poprzez otrzymanie złotych statuetek: "Niczego nie żałuję - Edith Piaf" oraz "Michael Clayton".

"Niczego nie żałuję - Edith Piaf"
Wiadomym jest, że życie Edith Piaf nie było szczęśliwe, że wycierpiała nie jedno, że naumyślne, nawet najbardziej barwne elementy scenografii i światła toną tutaj 
w ciemnościach ze względu na wydźwięk dramatycznych przeżyć piosenkarki. Jednak trudno zrozumieć przy tym zabieg reżysera, który zamiast niekonwencjonalnej biografii 
o niekonwencjonalnej artystce, poddał się schematom gatunku (tj. od cierpiącego dziecka, poprzez wielkie sukcesy do końcowego upadku), w który wpleciony został co kilkuminutowy, kompletnie tu nie pasujący kalejdoskop. Pokusiłbym się nawet 
o stwierdzenie, że brak tutaj jednoznacznej wizji reżyserskiej. 

Z samym scenariuszem jest juz nieco lepiej, choć jestem zmuszony i przy tym postawić zarzut, dotyczący tym razem nadmiernej szybkości i ułatwień w realizacji co niektórych scen (okazuje się nagle, że nikt tak szybko jak Edith nie wybierał tekstów utworów, które sama później wykonywała). Cały film należy jednak do odtwórczyni roli tytułowej - Marion Cotillard. Ta młoda aktorka fenomenalnie wcieliła się w role Edith, uwiarygodniając ją na tyle, że przez cały seans miałem poczucie zmartwychwstania Piaf w kadrze i trudno nie obejść się wrażeniu, że obok samej muzyki jest to zasługą tyko i wyłącznie Marion. Wysyp nagród dla tej francuskiej aktorki jak najbardziej zasłużony. 

Ponadto bardzo dobrze prezentuje się strona techniczna, choć subiektywnie rzecz ujmując - uroku Francji nie poczułem. Naszły mnie jednak wspomnienia znakomitego spektaklu teatralnego w reżyserii Artura Barcisia, wystawianego zresztą na deskach gorzowskiego Teatru, który za pomocą trzech aktorek i samych utworów Piaf, urzekł mnie o wiele, wiele bardziej aniżeli dzieło Dahana.

"Michael Clayton"
Opowieść o najgorszych dniach w karierze niezwykle szanowanego nowojorskiego prawnika - Michaela Claytona. I niby obraz wielkomiastowych korporacji zostaje przedstawiony tutaj w jak najczarniejszych barwach, jednak pomimo tego twórca filmu -
- Tony Gilroy (zarazem scenarzysta i reżyser) tak przekonująco i sprawnie realizuje swoje dzieło, że jesteśmy w stanie uwierzyć w to, co widzimy na ekranie. Jednocześnie jest to obraz człowieka czasów dzisiejszych, którego głównym elementem życia staje się wykonywany zawód, różnorodna, a zarazem i schematyczna codzienność oraz rozpadająca się rodzina. Przykładem takiej osoby jest właśnie bohater tytułowy, bardzo dobrze zagrany przez George'a Clooneya. 

Zresztą - samo aktorstwo stoi tutaj na bardzo wysokim poziomie, a wystarczy wspomnieć jeszcze o świetnej Tildzie Swinton (Oscar). Wszystko ładnie, pięknie, zwłaszcza jeśli chodzi o poziom dialogów i konsekwencji fabularnej, jednak pomimo wszystko, gdzieś to wszystko już było. I to nie raz ('Syriana', 'Traffic'?). Dobry, bardzo świeży, aczkolwiek przeceniany obraz.

Więcej szczegółów dotyczących seansów można odnaleźć na www.mosart.pl.


                                                                         (tekst: Marcin Kluczykowski)



10-04-2008
/ sprawozdania z tego miesiąca
 
Komentarze


brak komentarzy

zaloguj się aby móc komentować ten artykuł..

Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl