Klub Konesera | „Rysa” 4 listopada 2008 r. w Klubie Konesera gorzowskiego Kina Helios odbyła się projekcja filmu Michała Rosy pt. „Rysa”.
Środowisko wykładowców akademickich w Krakowie. Joanna i Jan są małżeństwem z wieloletnim stażem, zapewne już powoli myślącym o przejściu na zasłużoną emeryturę. Cenieni w pracy, lubiani przez przyjaciół, kochający siebie nawzajem. I chociaż warunkom ich życia daleko do ideału, zdaje się, że są ze swej egzystencji zadowoleni. Widać to chociażby na rozpoczynającym film przyjęciu imieninowym, będącym jednocześnie ostatnim momentem rzeczywistego szczęścia Joanny i Jana. Bo oto niespodziewanie w prezentach imieninowych Joanna znajduję kasetę wideo z nagraniem wywiadu z lokalnej telewizji. Były ubek, aktualnie historyk, twierdzi, że jej mąż, Jan, przed czterdziestoma laty był szpiegiem UB, a jego głównym zadaniem było donoszenie na ojca Joanny, uwiedzenie jej, a przez to wkupienie się w tę rodzinę. No i od tego momentu zaczyna się dramat.
Michał Rosa, autor „Farby”, „Ciszy” czy „Co słonko widziało”, i tym razem porusza się na płaszczyznach dotyczących psychiki człowieka. Człowieka, zdawałoby się już przecież ukształtowanego, którego nic poza chorobą nie mogłoby zmienić. Okazuje się jednak inaczej. Joanna i Jan mają po ok. 60 lat, przez 40 są za to małżeństwem. Trzeba dodać, szczęśliwym. Czy jedno zdarzenie z dalekiej przeszłości może zniszczyć ten obraz rodziny niemal idealnej? I czy rzeczywiście tak ważny jest fakt, czy Jan rzeczywiście zawinił? „Jak można stawiać takie słowa wobec życia człowieka?”, zapyta Joannę córka. I rzeczywiście, bo czy aż tak wielką uwagę należy przywiązywać do przyszłości, która w tym wypadku nie rzuca cienia na aktualne życie bohaterów?
Zdaje się, że Joanna, popadając stopniowo w psychozę, sama nie potrafi się z tego wytłumaczyć. Czy to nie aby za wiele? Czy utrata zmysłów, kompletna izolacja, zastąpienie fascynacji obrzydzeniem w kierunku męża, to nie za dużo? Postać Joanny jest w tym filmie na tyle niejednoznaczna, że pod jego koniec nie dziwi już jej żadne zachowanie. A kwintesencją całości jest wizyta w szpitalu. Ujawniać wiele nie będę, jednak wewnętrzne wątpliwości, a zarazem powinności żony, z jakimi przyjdzie się zmierzyć głównej bohaterce w tej scenie, są wręcz przytłaczające.
Ogromna w tym wszystkim zasługa wykonawców głównych ról: Krzysztofa Striońskiego i (przede wszystkim!) Jadwigi Jankowskiej-Cieślak. Cieszy niezmiernie, że zwłaszcza Jankowska-Cieślak powraca do łask, bo oglądanie jej na ekranie to dla widza nie tylko czysta przyjemność, ale kompletne zbratanie się z postacią przez nią kreowaną. A przecież w wypadku filmowej Joanny jest to bardzo trudne. Poza aktorstwem dostajemy również udaną muzykę oraz zdjęcia Marcina Koszałki, pięknie sfotografowane następstwa pór roku, które są tu skonfrontowane ze zmianą stanów psychicznych głównej bohaterki.
Udał się Rosie nowy film, co nie oznacza jednak, że „Rysa” nie ma rys. Ma, jak chociażby kilka łopatologicznych scen (rysa na rodzinnym zdjęciu), czy niektóre zachowania Joanny, które z czasem odbiegają za daleko od obranej przez autora ścieżki fabularnej. Bo i po co aż na tyle zagłębiać się w całą tę psychozę...? Na szczęście cała reszta filmu wynagradza nam te delikatne rysy, którymi nie musimy się przejmować w takim stopniu, jak rysą w swej przeszłości przejmuje się główna bohaterka.
(tekst: Marcin Kluczykowski)
12-11-2008
/ sprawozdania z tego miesiąca
|