Fredro według Koszalina Po raz kolejny w tym roku na deskach gorzowskiego Teatru im. Juliusza Osterwy wystąpił Bałtycki Teatr Dramatyczny z Koszalina. Tym razem publiczność miała okazję zobaczyć spektakl pt. „Damy i huzary” w reżyserii Piotra Ziniewicza.
Przed 55 laty w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym wystawiono pierwszą sztukę. Były to „Śluby Panieńskie” Aleksandra Fredry. Z okazji tejże rocznicy, a także faktu odremontowania tamtejszej sceny, przed kilkoma miesiącami odbyła się premiera adaptacji innego dzieła Fredry, „Dam i huzarów”. Nie wiem, jakie oczekiwania towarzyszyły premierze tego jubileuszowego spektaklu w samym Koszalinie, jednak jeśli o mnie chodzi, muszę przyznać, że niestety się rozczarowałem.
Ale od początku. Akcja spektaklu toczy się w wiejskim domu pewnego Majora. Spędza on tutaj błogo czas wraz ze swoimi przyjaciółmi – huzarami. Ich spokój nie trwa jednak długo, gdyż z niezapowiedzianą wizytą do gospodarza wpadają jego trzy siostry wraz ze świtą. Ukrytym celem ich wizyty jest plan ożenku…
Jest sporo w pierwowzorze Fredry flirtów, zabaw słownych, prób podtrzymania przyjętych zasad w postępowaniu dam i huzarów. Jak wiadomo, próby te spełzają na niczym i właśnie na tym polega siła tejże komedii. Zarazem jest to doskonałe podłoże do interpretacji, bo stwarza wiele możliwości i dla reżysera, i dla aktorów.
Koszalińska inscenizacja niestety rozczarowuje. Bo przede wszystkim zabrakło na nią pomysłu. Dialogi, które śmieszyły w pierwowzorze czy w innych wersjach sztuki, śmieszą nadal, jednak nie otrzymujemy nic ponad to. Brak iskry w relacjach bohaterów, brak spójności realizacyjnej, brak spontaniczności. Bo z jednej strony mamy bardzo wierne trzymanie się przebiegu akcji z pierwowzoru, z drugiej jednak na scenie momentami panuje niepotrzebny chaos. Damy niby kokietują, huzarzy niby starają się wybronić z miłosnych oczarowań, jednak co z tego, skoro w osi realizacyjnej są tylko szablonami, które mają za zadanie odtworzyć to, co powstało, bez żadnych udziwnień, tak jak wypada.
Zdarzają się, co prawda, lepsze momenty w spektaklu, jednak są to pojedyncze sceny, głównie grupowe, bo przecież w grupie siła. Aktorstwo zaledwie poprawne, zdecydowanie najlepiej wypada Katarzyna Ulicka-Pyda w roli urokliwej panny Anieli. Kilka scen, jedna w pełni udana kreacja aktorska. To niestety za mało, jak na spektakl wg Fredry. Zdecydowanie.
Tekst: Marcin Kluczykowski Fot. Marek Ryś http://giik.pl/fotorelacje/751/1
9-02-2009
/ sprawozdania z tego miesiąca
|