Moim zdaniem XXXVIII (nieco dziwne jako i samą wczorajsza na bębnach gra była i alienacja od codzienności i nie tylko) Wieczorową porą, 8 kwietnia 2009 r., w Klubie "Lamus" bardzo afrykańskie i dzikie na bębnach granie.
I było znakomicie i wolność witała serca i zapominanie się było i ten, który nigdy skóry nie dotykał na tych wszystkich bębnach o nazwach bezpamiętnych - walił dłońmi aż czerwone…
Więc niech będą jego pochwalne hymny za pomysł, wykonanie, atmosferę i … uczciwość – bo sam Szef - Zbyszek S. też się z bębnami zapoznawał, też "szalał" rytmy nadając straszenne pierwotno-buszmeńskie.
… i jakoś tak dziwnie "mi było", kiedy szliśmy we dwoje do tego nocnego sklepu po dwa piwa. I nie dla siebie ta wyprawa w siąpiącym deszczu o tej po dwudziestej drugiej godzinie. Jedno dla pani E., drugie dla pana B.. A taki jeden zadziwiony, że poszłaś ze mną walił mocniej w murzyńskie bębny, których dostatek tego wieczora na scenie Klubu. A tu sobie dziesięć minut minęło. I wróciliśmy. Pod pachami po butelce piwa – jedno Lech, drugie Carlsberg – w dłoniach wafelki o nazwie "Grzesiek" – to dla nas - piwnych posłańców grzeczności…
Dnia 9 kwietnia 2009 około pierwszej jego godziny napisane.
Z. Marek Piechocki
Fot. Marek Ryś http://giik.pl/fotorelacje/833/16
15-04-2009
/ sprawozdania z tego miesiąca
|