"Moim zdaniem", cz. XLIV (niewojennie do Przemka W.) 20.15 – Klub "Lamus". Otwierają się drzwi, wchodzi grupka rozbawionych, rozgadanych kobiet i mężczyzn. Któraś z pań dusząc w sobie śmiech: – Nooo, nie! Zobaczyć Przemka Wiśniewskiego w kąpieli, w tej białej, podkasanej koszulinie, bordowej mycce … Chyba pójdę jeszcze raz na "Królową"!
Ale nie to było zachętą. Już kiedy zobaczyłem w informacjach o piątkowej premierze Teatru Kreatury zaplanowałem sobie wyjście na owy spektakl. Specjalnie wybrałem ten na godzinę dwudziestą pierwszą, sądząc – zresztą słusznie, że będzie nas widzów - mniej! Poza tym chciałem być na promocji "Pegaza Lubuskiego"…
Tak więc panie Przemku – będą gorzowskie dziewczyny tłumnie na "Królową" przychodzić – choćby dla tej Pana kąpieli. A ja jestem przekonany, że nie tylko!
Pięćdziesiąt dwie minuty spektaklu minęły jak jedna – żadnych nużących dłużyzn, jałowych dialogów, zajmująca gra, ciekawe pomysły realizatorskie (nie wiem, czy dobrze przeze mnie odczytane – choćby te lampki rozświetlające "scenę" – czyżby imitacja świec, małych źródeł światła podczas słynnego, niemieckiego verdunkeln tak rygorystycznie przestrzeganego w czasie wojny?), kostiumy, które – sądziłem - nieco w wrażeniu uchybiały poważności tematu… Później jednak, kiedy – jak wydaje mi się - rozpoznałem Pana intencje pokazania w specyficzny dla siebie sposób, treści sztuki stały się dla mnie ważnym rekwizytem przekazu. Podobnie jak zamiana płci granych postaci – aktorka królem, aktor – królową…, ale nie będę się silił na tłumaczenie, wyjawianie swoich przemyśleń. Warto, by każdy z przyszłych widzów miał własną koncepcję, rozumienie…, by każdy zagłębił się w bezsens sytuacji "dworu" uwikłanego w historię, uwikłanego (zazwyczaj) na własne żądanie. Z powodu intryg, zachcianek, ambicji. "Dworu", który nie liczy się z "poddanymi", a nawet z "lancelotami", tymi, którzy jego osłoną, obrońcami. Za których tarczami "możności" swoje tchórzostwo, niedołęstwo, bezgraniczną głupotę, niedojrzałość – nade wszystko jednak arogancję chowają. Oto ci - "na wysokim szczeblu", co to moralności, zasad pozbawieni niedostępni dla tych, którzy ofiarami ich błazenady. Błazenady? Z atomowym pióropuszem nad nią?
Zastanawia mnie - to może margines "Królowej" - zupełny brak w dzisiejszych czasach jakiejś przyzwoitości. Tej podstawowej – od której mogłaby się rozrastać na wszystkie dziedziny życia – tę tzw. polityczną - również. Żeby była poprawną. Prawdziwą. Nieoszukaną. Jak ta Rycerzy Okrągłego Stołu. Lancelota. Ale to nieosiągalne. Wiem to.
Więc może, panie Przemku, warto pokazywać takie sztuki. Aktorów w kolorowych, sprzed paru epok, dziwnych kostiumach – wtedy - być może były dzisiejszymi garniturami od Armaniego, do którego cygańska apaszka albo kapelusz ze śmietnika… Tacy sobie "władcy", "demirudzy" naszej rzeczywistości z piórkiem myśliwskim w klapie dwurzędowej marynarki…, co nas poślą dla swoich idei (zawsze "niezłomnych", nierzeczywistych, wymyślonych w chorych umysłach) na szafot wojen…
Przepraszam, ale jakoś tak mnie ta sztuka "nastroiła". A przede mną na biurku do przeczytania "40 opowiadań" Donalda Barthelma – tego samego, który "Króla" napisał.
Może jeszcze ze dwa zdania. O grze, o aktorstwie Pana zespołu. Nie potrafię nikogo wyróżnić. Wszyscy grali z pełnym zaangażowaniem, wykorzystaniem środków, jakie im dała natura, próby, ćwiczenia, nauka i… Pan swoją reżyserią. "Ełłł" Konrada Stali? Znakomite!
Zapewne po wakacjach przyjdę ponownie na to przedstawienie. Może wtedy zupełnie inne refleksje?
Pozdrawiam Pana i cały Zespół!
Z. Marek Piechocki fot. Katarzyna Pielużek
29-06-2009
/ sprawozdania z tego miesiąca
|