Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Zrozumiałem.
Gorzów Wielkopolski

Lubuskie warte zachodu
 
 
 
 
Logowanie
 
 
 

nie jesteś zarejestrowany?
wpisz proponowany login i hasło, a przejdziesz do dalszej części formularza..
Wywiady

Sławomir Sajkowski - Zupełnie się tego nie spodziewałem...

2 marca 2007 r. w Malej Galerii oraz w Oficynie Muzeum Lubuskiego 
im. J. Dekerta otwarto wystawę fotografii „Gorzowianie XXI wieku”. Zdjęcia są prezentacją przekroju społeczeństwa gorzowskiego w 2006 roku. 
Z autorem zdjęć, fotografem Sławomirem Sajkowskim, o projekcie rozmawiała Anna Piechocka. 

Jak Przemek Wiśniewski, który jest pomysłodawcą projektu, namówił Cię do współpracy?
Nie musiał mnie szczególnie namawiać, bo projekt mi się bardzo spodobał. Po prostu zaproponował, żeby udokumentować przekrój społeczeństwa gorzowskiego w 2006 roku. Sam pomysł nie jest nowością. Podobne realizuje Agencja Magnum, robiąc „zrzut” swoich fotoreporterów na jakiś kraj. Powstają fotoreportaże w stylu „jeden dzień z życia” np. Chin. Wykonują to ludzie zupełnie nie związani z daną kulturą, wnosząc dzięki temu świeże spojrzenie. Nasz projekt różni się tym, że trwał dłużej, bo cały rok. Prezentacja zdjęć również była inna. Najpierw pojawiały się fotoblogu. Codziennie od 01.01.2006 r. umieszczaliśmy kolejnych bohaterów. Żeby było ciekawiej, jedno zdjęcie jest kolorowe, 
a drugie czarno-białe. Na kolorowym, robionym przeze mnie, fotografowany patrzy 
w oczy oglądającemu. Na czarno-białym, wykonywanym przez Przemaka, jest udokumentowana sama sytuacja. 

Kogo i jak chcieliście pokazać w projekcie?
Chcieliśmy pokazać człowieka w kontekście tego, czym się zajmuje. Chcieliśmy, żeby na zdjęciach było widać również modę, fryzury, wnętrza mieszkań i zakładów pracy. Dlatego najpierw zrobiliśmy listę zawodów i zainteresowań, i według niej szukaliśmy konkretnych osób. Założyliśmy również, że 90 % bohaterów będą stanowić zwykli gorzowianie, a 10 % powszechnie znani, których nie sposób pominąć, tak jak Świderskiego czy Kucharskiego. Ostatecznie znanych jest jednak mniej. Jednak jeśli już, to staraliśmy się żeby pokazać ich tak, jak wyglądają na co dzień. 

Jak szukaliście bohaterów?
Przeważnie spotykaliśmy się z Przemkiem rano i chodziliśmy po różnych firmach i miejscach pracy. Tak odkryliśmy kilka ciekawych zakładów, schowanych gdzieś w uliczkach, np. zakład ostrzenia narzędzi, zakład napraw radia i telewizorów. Chcieliśmy również, żeby te zdjęcia mogły się szybko zestarzeć. Wiele z takich miejsc za parę lat przestanie istnieć. Dlatego w opisach podane są nazwy zakładów to część historii, którą udokumentowaliśmy. Kiedy powiesiłem wystawę w MOS i ledwo wróciłem do domu, zadzwonił kolega 
i powiedział, że nazwa firmy, którą podałem w podpisie, nie jest już aktualna. Wyjaśniłem mu, że nie zmienię tego, ponieważ w chwili robienia zdjęcia była właśnie taka. Zrozumiał. Wiem również, że przynajmniej trzech bohaterów nie żyje. 

Na zdjęciach mieli być zwykli gorzowianie, jednak momentami mam wrażenie, że w Gorzowie mamy samych szefów i właścicieli.
Można mieć takie złudzenie. Często trafialiśmy na firmy jednoosobowe. Właściciel sam był pracownikiem. Poza tym prosiliśmy ludzi, żeby sami się nazwali. Szewc nie mówił, że jest szewcem, tylko właścicielem zakładu szewskiego. Jeśli pokazaliśmy właścicieli większych firm, to dlatego, że musieli wykazać się czymś szczególnym. Pięćdziesięciu najciekawszych bohaterów zostanie opisanych przez Dariusza Barańskiego w książce, która ukaże się 
w drugiej połowie maja.

Od samego początku w księdze gości pojawiały się głosy gorzowian, którzy wyjechali z miasta, kraju. Na zdjęciach odnaleźli kogoś z rodziny, kolegów 
z podwórka, ze szkoły. Przewidziałeś taki rozwój sytuacji?
Nie, zupełnie się tego nie spodziewałem. 

Pomogłeś komuś skontaktować się z bliskimi?
Tak. Parę osób napisało mi maila ze swoimi namiarami. Wtedy kontaktowałem się z osobą rozpoznaną na zdjęciu i to już od niej zależało, co z tym zrobi. Wiem, że kilka osób tak się „odnalazło”. Niektórzy nawet odpisywali i dziękowali.

Mówiłeś, że chcieliście udokumentować modę, wnętrza. Jednak jest zdjęcie, które zdecydowanie odbiega od innych. Mam na myśli seksuologa Zdzisława Jóźwiaka.
Od początku wiedziałem, że chce mieć seksuologa, ponieważ jest tylko jeden „czynny” 
w całym mieście. Mogłem sfotografować go nago, ponieważ jest sportowcem, mistrzem polski lekarzy w triatlonie, więc to wspaniały model. Na fotografii zasłania się dużą białą płaszczyzną. Chciałem pokazać, że każdy z nas jest jak nie zapisana karta.

Na wernisażu można było dostać płytę z prezentacją projektu. Czy jest gdzieś stale dostępna?
Nie. Kolejna okazja, aby ją dostać, to majowa promocja albumu w Miejskim Ośrodku Sztuki.

                                                                               (rozmawiała: Anna Piechocka)



5-03-2007

/ pozostałe wywiady
Kalendarz imprez
Sfinansowano w ramach Kontraktu dla województwa lubuskiego na rok 2004

Copyright © 2004-2024. Designed by studioPLANET.pl. Hosting magar.pl